W dniach 8–9 września 1917 roku odbył się w Warszawie zjazd kobiet. Wzięły w nim udział przedstawicielki różnych organizacji kobiecych ze wszystkich trzech zaborów. Zgromadzone dyskutowały o tym, jak zapewnić kobietom prawa obywatelskie. W uchwale końcowej podkreślały swój wkład w życie narodowe i w działania zmierzające do odzyskania niepodległości. Były rozczarowane, że ich wysiłki nie zostały docenione, jednak się nie poddawały – postanowiły jeszcze raz zawalczyć o swoje równouprawnienie. Justyna Budzińska-Tylicka pisała:
Kobieta polska wciągnięta do ogólnych pośrednich czy bezpośrednich konsekwencji obecnej wojny cierpi razem z mężczyzną , razem z nim pracuje i buduje przyszłość Ojczyzny. Coraz szersze masy obejmuje słuszne przekonanie, że bez kobiety nie utrzymałoby się nasze życie społeczne, ekonomiczne, a głównie narodowe. Nie ma dziedziny, na której kobieta nie pracowała, nie ma cierpień, które by ją omijały, nie ma ciężarów, których by nie ponosiła; nadszedł więc dla kobiety polskiej moment poczucia swej siły, zrozumienia swej wartości, odezwała się w niej obywatelska godność i przekonanie, że jedynie takie prawa mogą być trwałe, które są sprawiedliwe i jednakie dla wszystkich.
Dlaczego decydenci – w tym przypadku zasiadający w Tymczasowej Radzie Stanu – nie dostrzegali kobiecego zaangażowania w sprawę narodową? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy trochę cofnąć się w czasie. Trzy słowa-klucze umieszczone w tytule to trzy pola aktywności kobiecej. Dwa wydają się całkiem tradycyjne, słowo „żołnierka” nie tylko ze względu na żeńską formę prowokuje do zastanowienia. „Żywicielka” – to, najkrócej i najogólniej mówiąc, kobieta zajmująca się domem, rodziną, dziećmi. Było ich mnóstwo. Ale w tym miejscu należy zwrócić szczególną uwagę na te, które w latach zaborów dbały o to, aby w domu rozmawiano po polsku, aby dzieci poznały historię Polski i swojej rodziny. To na ich barki spadał ciężar zarządzania majątkiem, utrzymania rodziny, gdy za udział w powstaniach mężowie byli wysyłani na Sybir. W końcu to one, gdy majątek upadał, ulegał konfiskacie itp., próbowały znaleźć nowe źródła zarobkowania, podejmowały pracę i dbały o wykształcenie swoich dzieci – zarówno synów jak i córek. Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa i mężczyźni poszli walczyć, to kobiety przejmowały ciężar prowadzenia gospodarstw, utrzymywania rodziny. One też opiekowały się nie tylko potomstwem. Organizowały pomoc dla ubogich, otwierały i prowadziły tzw. „tanie kuchnie”, opiekowały się chorymi i rannymi, albo wykorzystując swoje wykształcenie i umiejętności, albo zatrudniając się jako wolontariuszki. Zajmowały się również organizowaniem pomocy i wsparcia dla walczących na froncie żołnierzy. Ta działalność w trakcie wojny nie była dla nich nowa – podobne funkcje wypełniały też ich matki i babki podczas powstań narodowych. Trzecia wymieniona w tytule rola żołnierki nie sprowadza się w moim ujęciu jedynie do walki z bronią w ręku. Takich kobiet było stosunkowo mało – jednak stanowią dziś one wdzięczny temat opowieści. Nie mogły walczyć w regularnych armiach, więc szukały sposobów, jak się do nich dostać – ścinały włosy, przebierały się za mężczyzn. Innym sposobem na znalezienie się chociaż w pobliżu pola walki było zaciągnięcie się do utworzonego we wrześniu 1914 roku, a następnie włączonego do I Brygady elitarnego żeńskiego oddziału wywiadowczego. Służyło w nim 46 kobiet, kilka z nich otrzymało nawet Krzyż Virtuti Militari. Bardziej akceptowalną alternatywą była służba w intendenturze lub sanitariacie.
Wszystkie one niezależnie od pełnionych ról społecznych i wykonywanych funkcji przyczyniły się do odzyskania niepodległości w nie mniejszym stopniu niż ich ojcowie, bracia, mężowie czy koledzy walczący z bronią w ręku. Mary Daly, amerykańska teolożka feministyczna określiła brak obecności kobiet w kanonie nauki jako Wielką Ciszę. Określenie to można też zastosować do nieobecności kobiet w narracji o odzyskaniu niepodległości. A przecież, gdy zajrzymy do życiorysów działaczek kobiecych z okresu II Rzeczpospolitej, niemal w każdym z nich znajdziemy ślady zaangażowania w działalność niepodległościową. Dobrze byłoby więc przełamać tę Wielką Ciszę i pamiętać również o bohaterkach.
Katarzyna Sierakowska, Instytut Historii PAN
* Pełne nagranie wykładu już wkrótce dostepne na naszym kanale w serwisie YouTube
dr hab. prof. PAN Katarzyna Sierakowska – dr hab. profesor w Instytucie Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN, wykładowczyni na podyplomowych gender studies w Instytucie Badań Literackich PAN oraz podyplomowych studiach varsavianistycznych w Instytucie Historycznym UW. Interesuje się historią społeczną XIX i XX wieku ze szczególnym uwzględnieniem okresu pierwszej wojny światowej i dwudziestolecia międzywojennego oraz zagadnień z zakresu historii kobiet i płci.
Autorka książek: Rodzice, dzieci, dziadkowie… Wielkomiejska rodzina inteligencka w Polsce 1918–1939 (Warszawa 2003) oraz Śmierć, wygnanie, głód w dokumentach osobistych. Ziemie polskie w latach Wielkiej Wojny 1914–1918 (Warszawa 2015) oraz wielu artykułów naukowych.